WEEKEND Z BOGDANKĄ 2017  

Kilka słów wstępu. Ten spływ to uzupełnienie o ten odcinek, który straciliśmy latem. Ma nas przygotować do tego co będzie się działo za rok na wakacje podczas płynięcia Bukowina i Łupawą podobno ma być wtedy ciężko

Dzień 1 08.09.2017  Zielona Góra – Bogdanka - przejazd
Dojazd na miejsce, czyli na biwak Bogdanka u zbiegu rzek Korytnica i Drawa był bardzo ciekawy, szczególnie odcinek ok. 30 km po „kocich łbach”, który jechaliśmy ponad 40 minut. Najciekawsze czekało jednak na miejscu, poziom wody w rzekach był tak wysoki, że pomost z którego latem kąpaliśmy się w Korytnicy zniknął w całości pod woda. Wygląda na to, że będzie się działo. Samo rozbicie namiotów to żaden problem mamy dużą wprawę, no może poza nowym namiotem Kadry – niezłe „lotnisko”, na upartego wszyscy byśmy się tam zmieścili.

Dzień 2        09.09.2017  Nowa Korytnica – Bogdanka – spływ Korytnicą.

Ten dzień ma nas przygotować do jutrzejszego. Najpierw przejazd ok. 20 minut nad jezioro do Nowej Korytnicy. Po drodze mijaliśmy za oknami w lesie dziesiątki grzybiarzy. Na miejscu musieliśmy się ostro zwijać na starcie bo okazało się, ze razem z nami startuje duża grupa innych kajakarzy. Trasę znamy już z początku wakacji, ale jest trochę inaczej. Wyższa woda  zmusiła nas na przykład do pokonywania brzegiem jednej ze zwałek, kajaki prowadziliśmy na cumach niczym psy na spacerze.  I tutaj przygoda, jeden z nas zjechał ze skarpy do wody, ale nie wypuścił przy tym cumy kajaka. Pogoda średnia dość wilgotno ale bez deszczu. Wieczorem przy ognisku podzieleni na dwie drużyny rozegraliśmy kilka kolejek w „TABU”, nawet Admirał przyłączył się do nas. Potem czas spać.

Dzień 3  10.09.2017   Drawieński Park Narodowy. Barnimie – Bogdanka spływ Korytnicą rzeka Drawa i Bogdanka – Zielona Góra, powrót do domu.

W nocy i rano deszcz i wahania płyniemy czy nie. Ale tak naprawdę decyzja mogła być jedna – PŁYNIEMY, po to tutaj przyjechaliśmy. Po śniadaniu wsiadamy do autokaru i ruszamy naprzeciw przygodzie. Po dotarciu do Barnimia, kiedy zobaczyliśmy rzekę miny nam trochę zrzedły. Drawa zasuwała w niesamowitym tempie i widać już było, że będzie wesoło. Przed nami niby tylko 12 km trasy (wczoraj było ok.20 km) ale i rzeka całkiem inna. Cały czas lekko mży. Zaczęło się od razu na ostro szybki nurt, zwałki, krzaczory, ciągłe manewrowanie, było co robić. Pierwszy kilometr płynęliśmy 45 minut! Normalnie zajmuje nam to około 10. Potem już było lepiej, oswoiliśmy się z nurtem i było trochę mniej zwalonych drzew.  W pewnym momencie po lewej stronie na ostrym zakręcie mijaliśmy pochylnie do przeciągania kajaków w całości były zalane wodą. Na jednej z przeszkód p. Sebastian płynąc za Surferem wymyślił niekonwencjonalny sposób pokonania zwałki tzw. „składaka” (czyli kilku drzew naraz nad woda i pod nią) i w efekcie zawisł na kłodzie w malowniczy sposób. Admirał zamiast pomóc mu od razu najpierw uwiecznił zdarzenie na zdjęciach. Skończyło się na częściowej kąpieli, kilku otarciach i wnioskach, że cały czas trzeba być czujnym. Dolny odcinek poszedł bardzo sprawnie i po 4,5 godziny byliśmy na miejscu u zbiegu Drawy i Korytnicy.
Było naprawdę fajnie.    
Potem zwijanie biwaku i wyruszamy. W drodze powrotnej w miejscowości o dźwięcznej nazwie SZCZUCZARZ zjedliśmy jeszcze pierogi „ruskie” i omijając tym razem odcinek „kocich łbów” sprawnie dotarliśmy do Zielonej Góry. Jeszcze tylko tradycyjne:
„Grupa kajakarzy z Zielonej Góry ….. „  i do domów.

A za rok Admirał zapowiedział   ŁUPAWA to dopiero będzie rzeka i zabawa.

 

Zdjęcia

Film

GIMNAZJUM NR 1 W ZIELONEJ GÓRZE